wtorek, 23 czerwca 2015

Uraz atmosferyczny

          Uwaga. W tym poście liczba powtórzeń słowa "pierwszy" i wszystkich jego pochodnych złamie wszelkie zasady poprawnej pisowni w języku polskim.
          Jednocześnie niniejszym informuję, że aby nie wyczerpać zbyt szybko tematów dotyczących bieżących spraw związanych z lataniem, najbliższe kilka wpisów poświęcam wspomnieniom ze szkolenia. 
          Pierwszy lot na szkoleniu praktycznym odbyłem 14 lipca 2013 roku. Z czwórki szkolących się przyjechałem na lotnisko najwcześniej. Potem dojechał kolega, który przywiózł ze sobą kamerkę, żeby uwiecznić pierwsze loty. Samolotem, na którym miał się odbyć lot była Cessna 152 SP-AKW. Ta maszyna towarzyszyła mi potem przez większość czasu szkolenia. Odbyłem na niej też pierwszy lot samodzielny, pierwszy samodzielny lot po trasie, pierwszy lot na kontrolowane lotnisko jako uczeń, a potem jako pilot. Na tym samolocie zdawałem egzamin, a potem kontrolę techniki pilotażu. Zawsze będę miał do niego sentyment. Ustaliliśmy z szefem, że skoro przyjechałem pierwszy, to jako pierwszy polecę. Pamiętam, że bałem się strasznie i równie silnie byłem podekscytowany. W pierwszych lotach na fotelu instruktora siedział szef szkolenia. Samodzielnie wykonałem swój pierwszy przegląd przed dniem lotnym i przegląd przedlotowy oraz zatankowałem samolot, czego prawidłowość wykonania sprawdził potem szef. Robert zamontował kamerkę. Na wszystko z parkingu lotniskowego patrzyli rodzice, którym, wsiadając do samolotu, dumnie zasalutowałem.


          Na początku szkolenia emocje u ucznia pilota są tak duże, że właściwie wszystko robi za niego instruktor. Nawet zapach wnętrza samolotu i paliwa powodował pewnego rodzaju niepokój. Szef uruchomił samolot, prowadził korespondencję, a ja kołowałem oraz zapisywałem czasy uruchomienia, startu, lądowania i wyłączenia samolotu. Pamiętam to niesamowite uczucie, kiedy pierwszy raz w życiu przestawiłem przepustnicę zwiększając obroty silnika. Samolot ruszył. Dumny, ściskając w dłoni ster, z prawą ręką na manetce gazu dokołowałem do punktu oczekiwania przed pasem. Nauczyłem się robić próbę silnika, a potem zająłem pas. Start odbył się o godzinie 8:55. Wystartował oczywiście instruktor. Polecieliśmy do wszystkich stref pilotażu, żebym zapoznał się z najbliższym rejonem lotniska. Zapoznawałem się też z samolotem i wrażeniami związanymi z lotem. Stąd nazwa pierwszych lotów podczas szkolenia - loty zapoznawcze. Co jakiś czas szef pytał jak się czuję sprawdzając, tym razem w praktyce, moje predyspozycje zdrowotne do pilotowania samolotu. Za każdym razem odpowiadałem, że dobrze, bo jedyna reakcja mojego organizmu na czynniki związane z lotem to zatykające się uszy podczas zmian wysokości. Efekt ten, zwany urazem atmosferycznym uszu, po jakimś czasie szkolenia zanikł. Cieszyłem się, bo mimo, że nigdy nie miałem z tym problemu, choroba lokomocyjna nie jest obca nawet pilotom. Na bezpiecznej wysokości przejąłem stery.


          To piękne uczucie móc sterować samolotem, mówić mu gdzie ma mnie zabrać, czuć na wolancie każdą turbulencję i wiatr uderzający w usterzenie. Na początku zapominałem o tym, by po ustawieniu kąta przechylenia do zakrętu ustawić lotki z powrotem do neutrum. Mój błąd powodował pogłębianie się zakrętu, na co szef zwrócił mi uwagę. Potem, żeby pokazać mi czym skutkuje brak korekty tego błędu, przejął stery i utrzymując lotki w ciągłym wychyleniu, wprowadził samolot w lewą spiralę. Instruktor zademonstrował mi też wstępną fazę przeciągnięcia. Po lądowaniu i wyłączeniu samolotu, spisałem licznik motogodzin silnika i wypełniłem z szefem dokumenty. Po mnie polecieli koledzy. Każdy kto już leciał opowiadał swoim następcom wrażenia.
          Jeszcze tego samego dnia znowu wzbiłem się z szefem w powietrze. Tym razem polecieliśmy trochę dalej od lotniska. Niedaleko Rudnik w Olsztynie koło Częstochowy mieszkają moi Dziadkowie, Ciocia, Wujek i ich syn Arek. W ich domu spędziłem większość czasu wszystkich moich wakacji. Jest tam piękny XIV - wieczny zamek, jeden z zamków na szlaku Orlich Gniazd. Nagle szef powiedział: "Masz swój Olsztyn". Pierwszy raz zobaczyłem z perspektywy 400 metrów nad ziemią miejsce, w którym spędziłem spory kawał dzieciństwa. Cały lot, ale szczególnie ten moment, sprawiły, że czułem się trochę jak w innym świecie.

 


























  Czuję się tak z resztą za każdym razem. Właściwie oglądanie Ziemi z perspektywy kilkuset
metrów jest w pewnym sensie przebywaniem w innym świecie, bo to, o co tak wielu na co dzień, nieraz przesadnie, się troszczy, staje się czymś nieistotnym w perspektywie wielkich połaci terenu jakie widzi się z samolotu. Rozsypane klocki Lego na zielonym dywanie to chyba dobra ilustracja. Piszę trochę tak, jakbym tylko ja latał samolotem zapominając, że podróżujący po świecie samolotami ludzie widzą dokładnie to samo. Widzą to samo ale czy tak samo? Poza tym lot na wysokości 11 km dostarcza zapewne zupełnie innych wrażeń wizualnych niż lot na 400 metrach, a na takich wysokościach samoloty rejsowe lecą bardzo krótko po starcie i podczas wznoszenia. Piszę "zapewne", bo - ciekawostka - rejsowym, pasażerskim samolotem nigdy nie leciałem. Skąd więc wiem, że takie samoloty chcę pilotować? Po prostu wiem i tyle. To tak jakby zapytać pana młodego dlaczego żeni się z tą, a nie inną kobietą. Pewnie odpowie , że ją kocha. To oczywiście najważniejsze i piękne, ale czy ma pewność, że wytrwa w tej miłości? Nie ma na to żadnej gwarancji. Musi więc ponieść pewne ryzyko. Ja takich wielkich słów w odniesieniu do lotnictwa nie użyję, ale po prostu ono ma w sobie to coś. Też trochę ryzykuję, bo mój pierwszy lot odrzutowym samolotem mógłby się z jakichś przyczyn okazać rozczarowujący. To jednak bardzo mało prawdopodobne. Czemu nie kupię biletu chociażby na krajową trasę by to sprawdzić? Myślę, że ciekawie byłoby, gdybym swój pierwszy lot pasażerskim odrzutowcem odbył od razu w charakterze ucznia pilota, ale jak będzie trzeba gdzieś polecieć, to przecież wygłupiał się nie będę. Ryzyko wyboru mojej ścieżki zawodowej wiąże się jeszcze ze zdrowiem, sytuacją na rynku lotniczym i kilkoma innymi sprawami. Trzeba je jednak ponosić, a sztuka polega na tym by je dobrze skalkulować.


          Wykonaliśmy zakręt nad zamkiem. Szef zapytał czy trafię na lotnisko. Na horyzoncie zauważyłem komin cementowni graniczącej niemal z lotniskiem. Powiedziałem, że trafię i doleciałem do Rudnik, a instruktor posadził samolot. Tym razem trzymałem już jednak ręce na swoim wolancie.




Ciekawostka:
Uraz atmosferyczny uszu - dolegliwość pojawiająca się podczas gwałtownych zmian ciśnienia w ich otoczeniu. Im głębiej zanurkujemy tym większe panuje tam ciśnienie. Podobnie jest w atmosferze. Jest ona niczym innym jak oceanem powietrza, na którego dnie żyjemy. Podczas lotu samolotem w wyniku zmian wysokości, z którymi nierozerwalnie związane są zmiany ciśnienia, odczuwamy efekt zatkanych, nieraz bolących uszu. Najczęściej dolegliwość ta powstaje podczas zniżania. W części środkowej ucha znajduje się jama bębenkowa. Jest ona połączona z otaczającą nas atmosferą trąbką Eustachiusza, której ujście znajduje się w gardle. Podczas wznoszenia wokół maleje ciśnienie, a z ucha środkowego przez trąbkę Eustachiusza ucieka nadmiar powietrza co powoduje wyrównanie się ciśnienia. Kiedy się zniżamy powietrze często nie może tak łatwo wejść z powrotem. W uchu środkowym powstaje podciśnienie. Błona bębenkowa jest wpychana przez powietrze do środka, co powoduje wybrzuszenie się jej do wewnątrz i napięcie, będące przyczyną bólu i osłabienia słuchu. Dlaczego jednak powietrze nie może ponownie wejść do ucha środkowego? Jest to spowodowane budową trąbki Eustachiusza przypominającą wentyl. Częste powstawanie urazu atmosferycznego uszu może prowadzić do osłabienia słuchu. Przy bardzo gwałtownych zmianach ciśnienia może dojść do pęknięcia błony bębenkowej. Podczas kataru istnieje duże ryzyko powstania zapalenia ucha środkowego spowodowanego przedostawaniem się do jamy bębenkowej tzw. wysięku towarzyszącego występowaniu tego zjawiska. Jak sobie z tym radzić? Przełykać ślinę. By nie musieć o tym myśleć można ssać cukierka lub rzuć gumę. Bardzo skutecznym ale ryzykownym sposobem jest ściśnięcie palcami nosa i zwiększenie ciśnienia w noso-gardzieli z jednoczesnym przełykaniem śliny. W miarę latania tzw. barofunkcja trąbki Eustachiusza się poprawia. Uraz ten może dotyczyć także zatok. Niedające na co dzień objawów stany zapalne zatok mogą dać o sobie znać podczas lotu.
Inne nieprzyjemne zjawisko związane ze zmianą ciśnienia to tzw. meteoryzm wysokościowy. Polega on na rozszerzaniu się w jamie brzusznej i jelitach gazów. Również źle zaplombowany ząb, gdzie pomiędzy zębem a plombą znajduje się powietrze może być podczas lotu przyczyną bólu.

Na podstawie: http://skydive.waw.pl/cz-owiek-mozliwo-ci-i-ograniczenia

Do miłego!


Jasio pyta syna znanego pilota:
- Jak byś chciał umrzeć?
- Spokojnie, we śnie - tak jak mój ojciec, a nie wrzeszcząc z przerażenia, jak jego pasażerowie.

~ znalezione w Internecie



Korekta: Aleksandra Getek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz