wtorek, 23 czerwca 2015

Rurka Pitota

          Po kilku tygodniach napawania się wiedzą lotniczą przyszedł czas na jej weryfikację. Wewnętrzny egzamin teoretyczny polegał na odpowiedzi na pytania zamknięte dotyczące wszystkich przedmiotów, z których prowadzone było szkolenie. Zdawaliśmy w czwórkę w sali wykładowej. Przy niektórych pytaniach, pokusa by test ten zamienić w egzamin do uprawnień MCC (Multi Crew Cooperation - uprawnienia do lotów w załodze wieloosobowej), była spora. Mimo kilku wątpliwości, wyjaśnionych potem z egzaminatorem, wszyscy zdali.
          Ponieważ w lotnictwie egzaminów nigdy dosyć, udaliśmy się jeszcze do mechanika lotniczego zdać egzamin ustny ze znajomości typu samolotu, na którym mieliśmy latać. Konkretnie chodziło o sprawdzenie znajomości instrukcji użytkowania w locie samolotu, głównie zasad eksploatacji silnika. Odpytani i pouczeni przez mechanika poszliśmy do innego hangaru wypełnić dokumenty. Tam mechanik opowiedział nam przezabawną, lotniczą historię, która mu się przytrafiła. Otóż ów mechanik wraz ze swoim przyjacielem latał kiedyś w Afryce na samolocie rolniczym. Codziennie przed lotem obaj piloci golili się twierdząc, że jeśli lot zakończy się źle, to nie będzie miał ich kto ogolić... Ale, jak to w Afryce, wody było chyba mniej niż paliwa lotniczego, więc pewnego dnia z powodu jej braku zrezygnowali ze swojego zwyczaju. Był to pierwszy raz, kiedy wystartowali nieogoleni. Zgodnie z prawem Murphy`ego, używając słów, które najlepiej oddają komizm opowieści, załoga niedługo po starcie zaliczyła dzwona. Szczęśliwie dane im było golić się nadal samemu.
          Wróciliśmy do sali wykładowej gdzie wspólnie z szefem ustaliliśmy kto będzie szkolony przez którego instruktora. Umówiliśmy się na pierwszy lot następnego dnia.
          Dopiero w tych dniach do moich Rodziców, szczególnie do Mamy, zaczęło docierać co się dzieje, bo niebawem miałem znaleźć się w prawdziwym samolocie i odbyć prawdziwy lot. Do tej pory bowiem zdobywanie "doświadczenia" lotniczego wiązało się u mnie z ryzykiem uszkodzenia co najwyżej karty graficznej komputera, ale o lataniu w "realu" następnym razem :)

          W pierwszym wpisie wspominałem o moim katechecie, fotografie i autorze wielu rewelacyjnych projektów literackich i fotograficznych. Ponieważ jestem już absolwentem liceum, w którym uczył mnie religii Pan Profesor Adam Maniura mogę śmiało, bez ryzyka posądzenia mnie o lizusostwo, poświęcić tę część wpisu Panu Profesorowi i wspomnieć przy okazji o moim skromnym udziale w realizacji jednego z pomysłów Pana Maniury.
          Muszę przyznać, że do nauczycieli religii miałem zawsze szczęście, jednocześnie uważam, że żaden nie przekazał mi tyle wiedzy o Bogu i praktykowaniu wiary katolickiej, co Pan Adam Maniura. Ponieważ jest i zawsze będzie to dla mnie najważniejsza sprawa w życiu, jestem i zawsze będę Panu, Panie Profesorze za to bardzo wdzięczny. Do prowadzenia katechezy Pan Adam jest zawsze profesjonalnie przygotowany, temat ilustruje na czytelnej prezentacji, a omawia w klarowny i konkretny sposób. Po każdym wywodzie otwarty na pytania, odpowiada na nie z najwyższą rzetelnością. Nie wiem jak bardzo trzeba by było się natrudzić żeby zagiąć czymś Pana Adama ale pamiętam jeden raz, kiedy odpowiedzi na pytanie kolegi Pan Profesor nie znał, a przynajmniej nie był jej do końca pewny. Nie udawał, że z teologii wie już wszystko i odpowiedzi udzielił na lekcji następnej. Trudno chyba o lepsze świadectwo pokory jak taka postawa nauczyciela.
          Gdybym nigdy z Panem Adamem nie rozmawiał, to powiedziałbym, że nauczanie to Jego pasja. Jest to na pewno jedno z wielu powołań Pana Maniury, ale wiem, że nie pasja. Pasją Pana Profesora jest fotografia. Jednym z pomysłów jej realizacji jest projekt Light portrait. W tym właśnie przedsięwzięciu, a konkretnie w jego małej części, miałem przyjemność brać udział. Technika robienia zdjęć genialna, efekt również. O technice ani słowa, bo nie wiem, czy nie jest objęta tajemnicą. Na pewno zasługuje na objęcie jej patentem.
fot. Adam Maniura

          Pan Adam w swoim projekcie fotografuje ludzi z pasją, a ponieważ pasjonatów jest wielu, wiele jest również dzieł w galerii Pana Profesora. Do tej galerii ludzi z pasją miałem zaszczyt dołączyć w maju 2014 roku. Wybraliśmy się wtedy wraz z Panem Profesorem, Jego Córką Julią i znajomym Adamem Marciszewskim na lotnisko do Rudnik. Zwykle fotograf potrzebuje do swojej pracy dobrego oświetlenia. Dobre oświetlenie w projekcie Light portrait to bark oświetlenia. Światło bowiem ma padać tam i tylko tam, gdzie życzy sobie tego autor zdjęć.

fot. Adam Maniura
          Ponieważ do zmroku mieliśmy sporo czasu, zwiedziliśmy lotnisko. Nie mogłem się też oprzeć pokusie zaprezentowania się za sterami, więc zrobiłem na SP-KSN dwa kręgi nadlotniskowe. Był to wielki dzień z kilku powodów. Jednym z nich była sesja do Light portrait ale żeby zachować porządek chronologiczny powiem o jeszcze jednej przyczynie. Po locie zapytałem szefa o możliwość zabrania na pokład przyjaciela Pana Profesora i również fotografa Adama Marciszewskiego. Szef się zgodził, Adam również. W planie tylko cztery kręgi, bo pogoda bez rewelacji. Krótki breathing dla podróżnego i lecimy. Wiatr niewielki, turbulencji nie ma żadnych. Każdy robi to, co uwielbia, Adam fotografuje, ja pilotuję. Lądujemy. Po wyłączeniu mogę już powiedzieć Adamowi, że był moim pierwszy podróżnym jakiego przewiozłem :) Później mam jeszcze okazję opowiedzieć wszystkim trochę o sterowaniu samolotem, systemach, wyjaśnić czym jest rurka Pitota i dlaczego przed ostrym  zakrętem trzeba dodać gazu.
fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura


fot. Adam Marciszewski

fot. Adam Marciszewski

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura


          Kiedy zapadła noc, zaczęła się sesja. Ustawiliśmy SP-AKW na trawie przed hangarem. Ubrany w oficerski lotniczy sweterek pozowałem do zdjęć w i na tle samolotu. W tego typu projekcie pozowanie do zdjęć jest sporym wyzwaniem dla fotografowanego. Dlaczego? Powiem tylko tyle, że jeśli ktoś pije za dużo kawy, to niech ją odstawi na tydzień przed sesją. Uczestnicy projektu Light portrait wiedzą dlaczego :) Pan Profesor napisał kiedyś na swoim blogu, że kiedy mówię o lataniu, to mam błysk w oku. Ja chyba mogę powiedzieć to samo o Panu Panie Profesorze, kiedy robi Pan zdjęcia. Efekty kreatywności Pana Adama, w tym lotniczej sesji do Light portrait,  można podziwiać tutaj.

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura

fot. Adam Maniura


Ciekawostka:
Rurka Pitota - najprościej mówiąc przyrząd do pomiaru prędkości samolotu. Ponieważ prędkość samolotu określa się względem powietrza, w którym samolot się porusza, a prędkość jest względna, to wystarczy zmierzyć z jaką prędkością powietrze opływa samolot, żeby wiedzieć jak szybko lecimy. Rurka Pitota mierzy wartość ciśnienia całkowitego, będącego sumą ciśnienia statycznego i dynamicznego. Ciśnienie statyczne to po prostu panujące ciśnienie atmosferyczne. Ciśnienie dynamiczne wynika z napierania powietrza na samolot w wyniku jego ruchu względem niego, w tym na wnętrze rurki Pitota. Porównując wartości ciśnienia całkowitego i statycznego otrzymujemy prędkość samolotu. Im szybciej lecimy, tym większa różnica tych ciśnień.

Różnica ciśnień wynika z równania Bernoulliego i dla nieściśliwego płynu prędkość określa wzór:

V = \sqrt{\frac{2 (p_t - p_s)}{\rho}}
gdzie:

  • V - prędkość,
  • pt - ciśnienie na wlocie rurki,
  • ps - ciśnienie na otworach bocznych,
  • ρ - gęstość płynu.
Nazwa pochodzi od nazwiska jej konstruktora Henriego Pitota, francuskiego inżyniera, który zaprezentował ją 12 listopada 1732 roku. Pierwotnie służyła ona do pomiaru prędkości wody na różnych głębokościach Sekwany.
źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Rurka_Pitota
żródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Pitot_tube_diagram.png

Rurka Pitota Cessny 152 SP-AKW, w tle Jasna Góra

Rurki Pitota przyrządów pokładowych kapitana w Boeingu 747, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:747_nose_%289452736992%29.jpg, user File Upload Bot (Magnus Manske)



Do miłego!



Modlitwa lotnika

O Panie mój, dziś w nocy lecieć mam 
Lecz zanim w niebo wzbiję się 
Z czcią klękam przed Twym tronem 
Gdzie zawsze wieczny spokój jest 
[...]
Leć dzisiaj ze mną w morzu chmur 
Bądź przy mnie cały czas
Pokieruj każdym moim krokiem - zanim go zrobię 
Hen, tam wysoko - w blasku gwiazd 
[...]
A jeśli przyjdzie zginąć mi 
Zamknij na zawsze oczy me 
Ześlij mi śmierć chrześcijanina 
W Twe ręce składam życie swe.
[...]
/Tłum. Piotr C. Śliwowski/

Modlitwa Erica Hortona Impeya,
napisana 16 sierpnia 1944 r. przed misją,
z której już nie wrócił. Rozbił się następnej nocy w Luborzycy.

Eric Horton Impey był członkiem załogi południowoafrykańskiego  Liberatora EV-941 "Q" z 31 Dywizjonu SAAF, (pilot cpt. L. C. Allen), zestrzelonego w rejonie Krakowa przez myśliwca nocnego, rozbił się w rejonie Luborzycy w nocy 16/17-08-1944 wraz z całą 8-osobową załogą. Na cmentarzu w Luborzycy stoi do tej pory pomnik w miejscu pierwszego pochówku załogi, ekshumowanej później na Cmentarz Rakowicki. Jest to uszkodzone śmigło Hamilton z Liberatora; jedno z dwóch, jaki oglądać możemy w Polsce (drugie znajduje się na ekspozycji w Muzeum Ziemi Wadowickiej).  

An Airman`s Prayer

My God, this night I have to fly,
And ere I leave the ground,
I come with reverence to Thy Throne
Where perfect peace is found.
[...]
Come with me now into the air,
Be with me as I fly,
Guide Thou each move that I shall make
Way up there - in the sky.
[...]
And should it be my time to die,
Be with me to the end,
Help me to die a Christian’s death,
On thee, God, I depend.
[...]

Źródło: http://www.luborzyca.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=153:modlitwa-lotnika&catid=59:lotnicy-1944&Itemid=84
  Korekta: Aleksandra Getek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz